W formie nowelki pojawiło się jedno z moich ulubionych anime. Nie mogłem więc odmówić sobie kupna pierwszego tomu Fate/Zero.
Fate/Zero opisuje przebieg Czwartej Wojny o Świętego Graala w Fuyuki. Siedmiu mistrzów przywołuje siedem sług i walczą ze sobą aż nie zostanie ostatnia para. Święty Graal spełni życzenie zwycięzcy. Zero jest prequelem Fate/Stay Night, napisanym przez Gena Urobuchi. Po pierwszym tomie lepiej nie spodziewać się dużo akcji. Przedstawia on bohaterów, ich motywacje i pierwsze spiski przeciw innym biorącym udział w wojnie Mistrzom. Ale zapowiada kawał klimatycznej historii urban fantasy z magią w tle.
To co pierwsze rzuca się w oczy po otwarciu Fate/Zero to duża czcionka, która znacznie pogrubia tomik. Miałem wrażenie jakbym czytał książeczkę dla dziecka, ale to kwestia przyzwyczajenia do druku w Sword Art Online i Pustych Graniach, gdzie stosunek ilość-cena robiła lepsze wrażenie.
Ciężko mi się przestawić na terminy, z których skorzystał tłumacz. Przyzwyczajony do Zaklęć Rozkazu czytam o Zaklęciach Władzy. To jeszcze tak nie razi jak określanie magów taumaturgami. Rozumiałem użycie takiego terminu w Pustych Graniach, które same określają różnice między magami a taumaturgami. Ciężko mi się przestawić, bo wydawało mi się, że w wojnie uczestniczą magowie tego uniwersum a nie taumaturdzy. Ale to kwestia przyzwyczajenia do terminów znanych z anime.
Mimo tego Fate/Zero czyta się dobrze i śmiało mogę polecić je fanom fantastyki, nie tylko japońskiej. Przedstawiona historia jest warta poznania. Nie ma rażących błędów, a okładka jest bardzo ładna, choć oprócz niej rysunki pojawiają się tylko między rozdziałami. Seria ma sześć tomów i planuję uzupełnić swoją bibliotekę o cały przebieg Czwartej Wojny Świętego Graala. A jeśli Fate/Zero nie znacie z animacji, to gorąco polecam stworzoną przez studio ufotable serie.